Od Alp po Adriatyk 2013
Pierwsza wyprawa motocyklowa – lipiec 2013
Jeden motocykl – BMW F700GS
dwoje motocyklistów
4000km
6 państw (Francja, WÅ‚ochy, Szwajcaria, Austria, Słowenia i Chorwacja) i wielka przygoda!!!
Kiedy patrzymy na naszą pierwszą wyprawę, to dochodzimy do wniosku, że totalnie się do tego nie przygotowaliśmy. Wyjechaliśmy ze szkicem trasy na mapie, którą chcemy przejechać. Spakowaliśmy niezbędne ubrania i sprzęty (tak nam się wtedy wydawało), które za każdym razem starannie praliśmy na campingach. Niestety noc nie wystarczała na ich wyschniecie i wywieszaliśmy je na linkach przymocowanych do motocykla niczym flagi z gaci i skarpet. Kolejne dni naszej wyprawy mocno zweryfikował‚o nasz bagaż.
Wyruszyliśmy z Saint-Etienne w kierunku Aosty (to był‚ nasz pierwszy i jedyny przewidziany nocleg). Camping du Tunnel. Cisza i spokój, nocą w oddali było słychać jedynie stado pasących się krów na stoku i dźwięki dzwonów zawieszonym na ich szyjach.
GPS już drugiego dnia przestał‚ funkcjonować, bo było mu za gorąco. (Był‚ to gps samochodowy, który był‚ umiejscowiony na tankbagu). Dzięki Bogu są jeszcze mapy!
Bez GPSa jechaliśmy przed siebie przepiękna drogą która Napoleon w 1800 roku przeprowadził‚ 40 000 ludzi, 5 000 koni, 50 armat przez Col de Grand San Bernardo. Swoją drogą, gdzie on nie był? Napoleon łaził z tym swoim wojskiem po takich krętych i stromych drogach. W głowie nie mieści się ile ludzie mieli odwagi by za nim chodzić. Około 16h zaczęło padać. Totalnie przemoczeni zdecydowaliśmy poszukać jakiegoś hotelu w Szwajcarii – niestety cenowo przekraczały nasz budżet. I tak już bardziej mokrzy nie mogliśmy być. Kilka kilometrów dalej były Włochy. Droga pod górę wyglądała jak rwąca rzeka. Jechaliśmy 30km/h. Zatrzymaliśmy się na szczycie St.Bernardinio, gdzie resztką sił‚ w zamarzniętych dłoniach zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie.
Dotarliśmy do hotelu Bel Sit. Nogi nam zamarzły, a prysznic niemiłosiernie ciurkał‚ letnia wodą. Paweł‚ powkładał do botów gazety i zasnęliśmy modląc się aby jutro nie padało.
Nazajutrz wyszło słonce, buty nadal były wilgotne, ale szybko wyschnęły. Przejechaliśmy przez Passo dello Stelvio 2760 m. n. p. m. Wspaniale widoki, kręte drogi, zdominowane przez motocyklistów i kilku bardzo dzielnych rowerzystów!
Z Włoch do Austrii i bajkowa trasa Grossglockner!
Z głowa w chmurach. Tu także szczyt zdominowany przez motocyklistów. Poznaliśmy nawet kilku rodaków, którzy na Grossglockner wracają co rok! Kupiliśmy pamiątkowe koszulki i zjechaliśmy do Słowenii gdzie na campingu  kamne w miejscowości Mojstrana poznaliśmy kolejnych Polaków.
600 km później byliśmy już w Chorwacji, w Splicie nad Adriatykiem. Spędziliśmy tam jedna noc i doszliśmy do wniosku ze uciekamy z zatłoczonego campingu . Nigdy byśmy nie odpoczęli od miejskiego zgiełku na camping dla mas, ludzie na ludziach plus krzyczące dzieciaki.
Następnego dnia jadąc wzdłuż wybrzeża Adriatyku wylądowaliśmy w miejscowości Starigrad-Paklenica. Zatrzymaliśmy się na campingu Plantaza, na którym spotkaliśmy dwoje motocyklistów z Polski. Troszkę popytaliśmy o warunki i w końcu zdecydowaliśmy, że tu zostaniemy. Mariusz i Halina pochodzili z okolic Gdyni i przyjechali tam na Suzuki Intruderze. Rozbiliśmy namiot, kupiliśmy dmuchane materace i ruszyliśmy wymoczyć nasze zmęczone „cztery litery” w Adriatyku. Tak spędziliśmy kolejne 3 dni z małym wypadem na pobliska wyspę Pag, gdzie wydobywa się sól morska. Urlop kiedyś się kończy, wiec było trzeba ubrać zbroje i na mechanicznym koniu odjechać z Chorwacji.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na noc w przepięknej miejscowości Malcesine, we Włoszech, położonej nad Lago di Garda. Kilka dni później miał tam przejechać Tour de Pologne, o czym dowiedzieliśmy się później z telewizji.
Z Malcesine prostą droga do Borgo San Dalmazzo, na ostatnią włoską pizzę niedaleko francuskiej granicy.
Niedaleko czekał na nas Col de Lombarde, gdzie chyba odbywał się zlot świstaków, ale niestety nie chciały pozować do zdjęć, z czego jest mi strasznie przykro, bo zawsze chcieliśmy mieć takie zdjęcie w albumie.
Tego samego dnia czekała na nas wisienka na torcie z najwyższa trasa w Europie 2802 m Col de la Bonette. To najwyżej biegnąca asfaltowa droga w Alpach i najwyższa przejazdowa asfaltowa droga w Europie. Następnie zjechaliÅ›my do Savines le Lac, gdzie zatrzymaliśmy się aby coś zjeść. Droga którą mieliśmy wrócić, przejeżdżał akurat Tour de France, a objazd wiązał się z dodatkowymi 10 kilometrami. Nie mieliśmy wyjścia. Potem było już z górki – krajówka, autostrada i dom.
Zapraszamy do obejrzenia naszych filmów z wyprawy:
Â
Pozdrawiamy
Basia & Paweł
Brak komentarzy “Od Alp po Adriatyk 2013”